piko piko
1699
BLOG

Jak zadowolić kobietę - część druga

piko piko Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 36

Poprzednio opisałem historię szaleńczej nocy a’la „Saturday night fever”. Jak można się było spodziewać poranek był ciężki, jakby nas kac gigant dopadł.

 

Kobieta pierwsza otworzyła oko i wymamrotała:

- no, John Travolta to z ciebie nie jest,

- zgadza się – odmamrotałem – on by na pewno wyjął spluwę i zastrzelił DJa, a barmana na kopach w kosmos wyprawił.

- E tam. Trzeba umieć się bawić przy każdej muzyce,

- zgadza się, ale to nie była muzyka. Na chwilę zapadła złowieszcza cisza.

- No dobra, to co na dziś proponujesz?

Nie jest źle, dostałem szansę rehabilitacji. Jako Travolta się nie sprawdziłem, to może sprawdzę się jako Humphrey Bogart – „Casablanca” i te klimaty. Zacząłem improwizować,

- wiesz, należy się nam luźniejszy dzień, jaskinie Arta zwiedzimy jutro, a dziś to jakaś plaża a wieczorem pojedziemy obejrzeć zachód słońca do San Telmo albo gdzieś w pobliże.

- Żeby zobaczyć zachód, to gdzieś musimy jechać? Przecież tu też możemy go zobaczyć.

Zaskoczyła mnie logiką wywodu.

- a co ty taka mundra z samego rana, i delikatnie uszczypnąłem ją w odkryty fragment nieopalonego ciała.

Pisnęła lekko i przyjęła pozycję bojową, uprzednio ściągając koc. Klęknęła na mnie i zanim zdążyłem zareagować dostałem poduchą w łeb.

- a ty babo jedna przemądrzała, zaraz ci agresję wybiję z … ? Skąd chcesz?

- a sam wymyśl, wszystko mam ci podpowiadać?

Uniosła ręce, aby znowu zadać poduszkowy cios, ale nie była w stanie. Lekkie złapanie powyżej talii spowodowało, że puściła poduszkę i skręcając się, ze śmiechem próbowała się wyzwolić z uścisku, w wyniku czego potoczyliśmy się mocno splątani w kierunku krawędzi łóżka i dalej, dalej ……………….............................

………………………………………………………………………………………………….

 



Otworzyła oczy, przeciągnęła się jak kotka i wymruczała,

- no i co robimy z tak mile rozpoczętym dniem? Może byśmy coś zjedli?

Miałem kilka innych „pomysłów”, ale ten również nie był zły. W restauracji jeszcze zostały reszki śniadaniowego bufetu. Przy kawie wróciłem do mojej propozycji na spędzenie dnia, w zasadzie popołudnia.
Wyjaśniłem, że jesteśmy na południowym wybrzeżu a miło będzie zobaczyć jak słońce zachodzi w morzu siedząc w knajpce przy kieliszku hierbas, bez tłumów, hałasu:

- tylko my, słońce, morze – zobaczysz, będziesz zawsze wspominać ten wieczór. Poza tym zobaczymy zachodni kraniec wyspy, będzie komplet.

- Ty to zawsze potrafisz coś wymyśleć, ty mój królu złoty. …



Słońce jeszcze mocno prażyło, gdy krętą szosą biegnąca skrajem skalistego wybrzeża zmierzaliśmy do San Telmo. Widoki były wspaniałe, lazurowe morze z białą obramówką fal, rozbijające się o czarne, skaliste wybrzeże. Palmy, białe rezydencje, czasami piaszczyste zatoczki.

Okazało się, że miejscowość nie jest samotną osadą tylko niewielkim kurortem, na szczęście bez hotelowców i gwarnych promenad. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem tawernę pasującą do mojego scenariusza. Taras lekko zadaszony z drewnianymi stolikami, kamienista plaża, skaliste wybrzeże z kępami palm i białymi plamami domów. No i lekko spienione morze i słońce chylące się ku zachodowi na wprost naszego stolika. Zamówiłem hierbas dla żony, dla siebie lekkie wino i jakąś przekąskę.

Nic nie mąciło spokoju tego miejsca, żadna nachalna muzyka z głośników, czy wrzawa gości. Było tak miło i przyjemnie, że nawet nic nie musieliśmy do siebie mówić. Słychać było tylko lekki szum morza i trzepotanie płóciennego daszku nad tarasem, z kuchni roznosiły się przyjemne zapachy ziół i jakiś potraw. Siedzieliśmy na drewnianej ławie objęci i zapatrzeni w zachodzące słońce świadomi tylko siebie i upływającego czasu, który przesuwał się przed nami w postaci czerwonego drgającego kręgu, zbliżającego się nieubłagalnie do powierzchni morza. My trwaliśmy, to czas uciekał.

I zdarzyło się wówczas coś, czego mój scenariusz nie przewidywał. Z bocznej uliczki, na drogę która oddzielała naszą tawernę od plaży, morza i zachodzącego słońca z warkotem wjechała szambiarka i zatrzymała się na wprost tarasu. Silnik wszedł na wyższe obroty i zaczęła z rytmicznym mlaskaniem pobierać zawartość pobliskiego szamba przy okazji zasłaniając  zachodzące słońce.

Tak - ten wieczór został w naszej pamięci na długo.

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości