Poprzednio opisałem historię szaleńczej nocy a’la „Saturday night fever”. Jak można się było spodziewać poranek był ciężki, jakby nas kac gigant dopadł.
Kobieta pierwsza otworzyła oko i wymamrotała:
- no, John Travolta to z ciebie nie jest,
- zgadza się – odmamrotałem – on by na pewno wyjął spluwę i zastrzelił DJa, a barmana na kopach w kosmos wyprawił.
- E tam. Trzeba umieć się bawić przy każdej muzyce,
- zgadza się, ale to nie była muzyka. Na chwilę zapadła złowieszcza cisza.
- No dobra, to co na dziś proponujesz?
Nie jest źle, dostałem szansę rehabilitacji. Jako Travolta się nie sprawdziłem, to może sprawdzę się jako Humphrey Bogart – „Casablanca” i te klimaty. Zacząłem improwizować,
- wiesz, należy się nam luźniejszy dzień, jaskinie Arta zwiedzimy jutro, a dziś to jakaś plaża a wieczorem pojedziemy obejrzeć zachód słońca do San Telmo albo gdzieś w pobliże.
- Żeby zobaczyć zachód, to gdzieś musimy jechać? Przecież tu też możemy go zobaczyć.
Zaskoczyła mnie logiką wywodu.
- a co ty taka mundra z samego rana, i delikatnie uszczypnąłem ją w odkryty fragment nieopalonego ciała.
Pisnęła lekko i przyjęła pozycję bojową, uprzednio ściągając koc. Klęknęła na mnie i zanim zdążyłem zareagować dostałem poduchą w łeb.
- a ty babo jedna przemądrzała, zaraz ci agresję wybiję z … ? Skąd chcesz?
- a sam wymyśl, wszystko mam ci podpowiadać?
Uniosła ręce, aby znowu zadać poduszkowy cios, ale nie była w stanie. Lekkie złapanie powyżej talii spowodowało, że puściła poduszkę i skręcając się, ze śmiechem próbowała się wyzwolić z uścisku, w wyniku czego potoczyliśmy się mocno splątani w kierunku krawędzi łóżka i dalej, dalej ……………….............................
………………………………………………………………………………………………….
Otworzyła oczy, przeciągnęła się jak kotka i wymruczała,
- no i co robimy z tak mile rozpoczętym dniem? Może byśmy coś zjedli?
Miałem kilka innych „pomysłów”, ale ten również nie był zły. W restauracji jeszcze zostały reszki śniadaniowego bufetu. Przy kawie wróciłem do mojej propozycji na spędzenie dnia, w zasadzie popołudnia.
Wyjaśniłem, że jesteśmy na południowym wybrzeżu a miło będzie zobaczyć jak słońce zachodzi w morzu siedząc w knajpce przy kieliszku hierbas, bez tłumów, hałasu:
- tylko my, słońce, morze – zobaczysz, będziesz zawsze wspominać ten wieczór. Poza tym zobaczymy zachodni kraniec wyspy, będzie komplet.
- Ty to zawsze potrafisz coś wymyśleć, ty mój królu złoty. …
Słońce jeszcze mocno prażyło, gdy krętą szosą biegnąca skrajem skalistego wybrzeża zmierzaliśmy do San Telmo. Widoki były wspaniałe, lazurowe morze z białą obramówką fal, rozbijające się o czarne, skaliste wybrzeże. Palmy, białe rezydencje, czasami piaszczyste zatoczki.
Okazało się, że miejscowość nie jest samotną osadą tylko niewielkim kurortem, na szczęście bez hotelowców i gwarnych promenad. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem tawernę pasującą do mojego scenariusza. Taras lekko zadaszony z drewnianymi stolikami, kamienista plaża, skaliste wybrzeże z kępami palm i białymi plamami domów. No i lekko spienione morze i słońce chylące się ku zachodowi na wprost naszego stolika. Zamówiłem hierbas dla żony, dla siebie lekkie wino i jakąś przekąskę.
Nic nie mąciło spokoju tego miejsca, żadna nachalna muzyka z głośników, czy wrzawa gości. Było tak miło i przyjemnie, że nawet nic nie musieliśmy do siebie mówić. Słychać było tylko lekki szum morza i trzepotanie płóciennego daszku nad tarasem, z kuchni roznosiły się przyjemne zapachy ziół i jakiś potraw. Siedzieliśmy na drewnianej ławie objęci i zapatrzeni w zachodzące słońce świadomi tylko siebie i upływającego czasu, który przesuwał się przed nami w postaci czerwonego drgającego kręgu, zbliżającego się nieubłagalnie do powierzchni morza. My trwaliśmy, to czas uciekał.
I zdarzyło się wówczas coś, czego mój scenariusz nie przewidywał. Z bocznej uliczki, na drogę która oddzielała naszą tawernę od plaży, morza i zachodzącego słońca z warkotem wjechała szambiarka i zatrzymała się na wprost tarasu. Silnik wszedł na wyższe obroty i zaczęła z rytmicznym mlaskaniem pobierać zawartość pobliskiego szamba przy okazji zasłaniając zachodzące słońce.
Tak - ten wieczór został w naszej pamięci na długo.