piko piko
5374
BLOG

Aleksander Ścios – profeta, tylko głowa nie ta

piko piko Polityka Obserwuj notkę 16

Studium internetowego przypadku.

Zezorro says:

Publicysta i analityk, występujący pod pseudonimem Aleksander Ścios, to nie jest osoba tuzinkowa, która łatwo da się przyłapać na jakimś błędzie w emploi, bowiem w swojej dziedzinie jest fachowcem, niepoślednim zresztą, na dodatek wyposażonym w przenikliwy intelekt. Niejednego jednak zgubiła próżność, którą klasyk Suncy zalicza do grzechów kardynalnych generałów, czyli jedną z ledwie kilku źródeł porażki, do których dają się one wszystkie sprowadzić. Skoro to próżność wodza może być przyczyną porażki całej armii [a zaiste tak jest, co pokazuje praktyka], cierpliwe dybanie na jej przejawy i ich analiza są wielce obiecujące dla wroga. Istotnie – w przypadku pana Ściosa cierpliwość okazała się z kolei skuteczną cnotą [znów za klasykiem jedna z cnót kardynalnych generała] w jego demistyfikacji, pozwalając chwycić jeden z unikalnych momentów, w których zza misternej zasłony wyziera prawdziwe oblicze oponenta.

Przeczytałem wiele książek Ściosa i wysoko oceniam zarówno jego warsztat, kompetencje, jak i ogólne fundacje światopoglądowe. Szczególnie cenię jego głęboko trafną diagnozę zamachu założycielskiego III RP, czyli morderstwa ks. Popiełuszki, na wielu poziomach w tym, na planie symbolicznym, dostępnym intelektualnie tylko wybranym. Ścios przeczuwa dla przykładu, z czym się zgadzam, że bezpardonowa walka z autorem Wojciechem Sumlińskim, najlepszym znawcą problematyki Popiełuszki, miała za istotny, ukryty cel, wykradzenie nowatorskich materiałów do jego kolejnej książki na ten mroczny temat. Od momentu jednak, gdy Ścios zdecydowanie i bezpardonowo wystąpił w imieniu tzw. Zespołu Parlamentarnego Macierewicza, przeciwko spekulacjom na temat hipotezy inscenizacji medialnej, dezinformacji i tzw. maskirowki smoleńskiej, a konkretniej przeciwko dr Pawłowi Przywarze, występującemu w internecie pod pseudonimem F.Y.M., pracowicie miesiącami zgłębiającemu z rzeszą blogerów tajniki tej dezinformacji, pan Aleksander Ścios stracił atrybuty honorowe, pomimo swych dotychczasowych zasług.

Idąc w ślad swego zleceniodawcy i mentora, Antoniego Macierewicza, nazwał on w maju 2011 badaczy hipotezy inscenizacji medialnej w Smoleńsku „ruskimi agentami”. W tym momencie został przekroczony Rubikon i nadziei powrotu do stanu uprzedniego nie sposób wypatrzeć, analogicznie do próżnych nadziei na przywrócenie dziewictwa. Jakim bezczelnym prawem ktokolwiek – choćby i Ojciec Święty z całym kolegium Świętego Oficjum in gremio – śmie pomawiać mnie o agenturalność, o służenie wrogowi, bez żadnych dowodów? Jaka pozbawiona honoru świnia może sobie bezkarnie na takie swawole publicznie pozwalać? Aleksander Ścios i jego pan – Antoni Macierewicz.

Od tego momentu, kiedy nieodwołalnie przekroczono Rubikon brutalnego, kłamliwego chamstwa, na znak protestu i oburzenia podpisywałem ironicznie swe komentarze {to napisałem ja, agent drugiej klasy} oraz zacząłem nazywać Antoniego Macierewicza szamanem, w uznaniu zasług, położonych dla uśmierzenia i sterowania patriotycznego uniesienia Polaków, wzbudzonego tragicznym zamachem 2010 roku. Tak jest! Pan Macierewicz i jego akolici, przypuścili pod przewodem Aleksandra Ściosa bezprzykładną kampanię nienawiści w internecie, odsądzając wątpiących we wnioski i opracowania produkowane przez tzw. Zespół Macierewicza od czci i wiary. To ruska agentura przecież. Zespół folklorystyczny ds. pacyfikacji i kanalizacji patriotycznego ferworu gorącogłowych Polaków pracuje na pełnych obrotach, kolorowe gazetki dla miejscowych, przygłupich indian drukują kolejne „sensacyjne ustalenia” szamańskiego zespołu, Gazeta Gojska drukuje kolejne książki, załącza nawet kolorowe koraliki... Biznes propagandowy się kręci znakomicie. Kto śmie wsadzać kij w te pięknie błyszczące w słońcu szprychy? Jacyś blogerzy, jakieś „fymy”? To ruska agentura jest!

Na takie metody szczucia, stygmatyzacji, wykluczania, ośmieszania, pomawiania i insynuacji, bez jakichkolwiek podstaw merytorycznych, cienia dowodów, bądź nawet poszlak, zgody nie ma i nie będzie. Takie metody stosowali „utrwalacze władzy ludowej” i jeśli dziś stosuje je pan Aleksander Ścios, nazywając się przy tym niezłomnym antykomunistą, to gratuluję mu dobrego samopoczucia w permanentnym stanie schizofrenii i dysonansu, ale nie zamierzam tego stanu biernie tolerować.

Powie ktoś – a jakie masz prawo oceniać i wystawiać laurki herosom opozycji? Kim ty jesteś, aby coś mniemać albo i nie mniemać? Odpowiedzmy na to bez cienia pruderii. Jestem poszkodowanym i mam w tym interes, aby się odezwać, bo naruszono moje prawa. To wystarczy. Ale mam ponadto legitymację moralną, merytokratyczną, jeśli wzburzony Ścios miałby uderzać w te nuty. Owszem, kasuje on krytyczne wpisy u siebie bez żadnego uzasadnienia, pewnych faktów nie jest jednak w stanie wykasować.

Otóż dla przykładu to mojego autorstwa opracowanie dotyczące nieistnienia tzw. „ekspertyz NTSB” splagiatowała i rozpropagowała Joanna Mieszko-Wiórkiewicz, zmuszając A.Macierewicza do okólnego - aleć zawsze – przyznania, że Amerykanie żadnych badań rejestratorów pokładowych Tupolewa nie wykonywali, a jedynie dokonali zrzutu danych z przesłanych im skrzynek nieznanej proweniencji, z zerwanymi plombami, a nawet bez numerów seryjnych.

Dalej przykładowo to ja odkryłem publicznie fakt zburzenia latem 2010 r. hangaru na Okęciu, stojącego bezpośrednio obok terminala rządowego. W końcu to moim językiem posługuje się nawet mentor pana Ściosa, wielki szaman A.Macierewicz, bowiem udany slogan reklamowy „pancerna brzoza” jest mojego autorstwa. Jego skuteczne wylansowanie nie jest sprawą przypadku, albo niezwykłego szczęścia, lecz ukierunkowanej pracy, której efekty czasem trudno dostrzec, bowiem są nieustannie, pracowicie niszczone, dewastowane i zagłuszane, między innymi przez pana Ściosa. W rezultacie nagonki i nawalanki skasowano na przykład po interwencji Leszka Kensboka całe moje konto na S24, z 1200 merytorycznymi komentarzami, których przytłaczająca większość znajdowała się na blogu odsądzonego od czci i wiary F.Y.M., skąd zespół folklorystyczny Macierewicza oraz komisja Millera czerpały całymi garściami, włącznie z plagiatem zdjęć i planów do tzw. „raportów”.

Mam zatem wypracowane także moralne prawo do zajęcia stanowiska w sprawie „ruskich agentów”. Jakie prawo moralne ma do swoich insynuacji Aleksander Ścios pozostaje tajemnicą, bo jego łzawe artykuły z ostatnich trzech lat nie przybliżają nas ani o jotę do prawdy w analizie kłamstw i dezinformacji wydarzeń w Smoleńsku i Warszawie przed trzema laty. W istocie wielki analityk Aleksander Ścios takimi technikaliami w ogóle się nie zajmował. W jego mniemaniu prawdy nie da się z natłoku ruskiej dezinformacji w ogóle wydobyć, wobec tego na razie nie warto się tym zajmować. To sprawa dopiero dla historyków.

Jeżeli w historii było większe kuriozum, to proszę mi tego raroga pokazać, bo ja go nie znam. Wybitny historyk, członek Komisji ds. Likwidacji WSI powiada, że na razie nie warto sprawy badać, bo jest nie do poznania! Najtragiczniejsze wydarzenie ostatniego stulecia, gdzie ginie dwóch prezydentów i cały sztab armii. Nie warto badać! Mało tego – ludzi którzy z własnej inicjatywy miesiącami ślęczą, poświęcając prywatny czas i zasoby, aby zaklętą łamigłówkę kłamstw choć trochę rozwikłać, usłużne [dla kogo – musisz odgadnąć na własny rachunek] chamskie świnie, wykonując swoje płatne obowiązki zawodowe, nazywają odważnie i bezkompromisowo ruską agenturą.

Jaka jest zatem symetria naszych sytuacji i postaw - między Aleksandrem Ściosem i mną w przedmiotowej sprawie ruskiej agentury – miarą pracy i osiągnięć w jej tropieniu? Otóż nie ma żadnej. Jest za to bezczelność, hucpa i pycha ze strony Ściosa, którą wymieniłem na wstępie jako główny, śmiertelny grzech generałów.

Otóż i nadarzyła się właśnie rzadka okazja, ujawniająca kardynalną słabość naszego koryfeusza historii najnowszej, badacza tajnych spisków ruskiej agentury w WSI, a nie chcącego z jakichści tajemnych powodów zajmować się bliżej największą, najbardziej ważką dla historii, najbardziej podejrzaną sprawą – zamachu smoleńskiego, a mianowicie pychę, ujawniającą się na punkcie kwalifikacji zawodowych i doświadczenia. Ujawnia się taka wada osobowości [a że jest to wada, wystarczy powrócić do definicji grzechów kardynalnych] w natrętnym strofowaniu oponentów w stylu: z tym a tym nie warto rozmawiać, kim on jest, kanapowy, domorosły analityk z Pierdziszewka? Kwalifikuje się i szufladkuje oponenta, zanim pozna się jego walory merytoryczne, z którymi przychodzi.

Ponadto nawet jako figura retoryczna jest to bardzo nieudane narzędzie, bowiem skuteczne jedynie dla motłochu, żądnego szybkiej sensacji i oceniającego fakty nie po ich analitycznej zawartości, w zderzeniu z innymi teoriami, lecz po etykietach. Kłopot z tą figurą dla Ściosa polega na tym, że jego target jest rzekomo wybitnie inteligencki i analityczny i powinien biegunowo odstawać od modelowego motłochu, gdyż dla tego ostatniego wywody Ściosa są co najwyżej majakami pijanego maniaka. Mamy zatem klasyczny przykład przedszkolnego błędu warsztatowego publicysty, a mianowicie zastosowanie niewłaściwego do odbiorcy języka i to w stopniu irytującym wyrobionego, krytycznego czytelnika.

Taki bowiem – odwrotny od zamierzonego opisany chwyt erystyczny Ściosa – powinien wywołać u wyrobionego, analitycznego czytelnika. Powinien on zareagować na manipulację [erystyka to nic innego, jak słowna manipulacja, a więc elementarz analityka] alergicznie: a co mnie obchodzą prywatne fobie Ściosa w tej sprawie i jego oceny domorosłego analityka z Pierdziszewka? Mnie interesują fakty oraz ich jakiś spójny opis, zgadzający się z obserwowalnymi na gruncie dowodami. Te fakty i teorie będą tak samo prawdziwe, bądź fałszywe w Pierdziszewku, jak i Nowym Jorku, niezależnie od osoby ich reportera, bądź słuchacza. Przecież to trywialna obserwacja, wymagająca ledwie minimum wysiłku.

Dlaczego Ścios zatem stosuje figury dla motłochu dla swoich czytelników, dyskutantów i oponentów? Jedyną odpowiedzią, poza całkowitym brakiem szacunku, o który w końcu go nie podejrzewam, pozostaje wybujałe ego, czyli po prostu stara, poczciwa pycha. Otóż i mamy odpowiedź, czemu Ścios pozwala sobie na chamskie rozdawanie etykiet ruskich agentów i tym podobne haniebne występki. Po prostu Ścios nie mieści się w swoim rozmiarze, jego ego jest zbyt wielkie, żeby pomieściło się w tak marnej postaci i tak niewdzięcznej roli, którą przyszło mu wypełniać. On, równy Napoleonom, musi borykać się z jakimiś domorosłymi analitykami z Pierdziszewka, z ruskimi agentami!

Wot probliema, jak mówią Rosjanie. Klasyk strategii mówi, że generał ogarnięty pychą winien być wywalony na pysk, bowiem pycha zaślepia i jest jedną z niewielu, policzalnych na palcach pracownika tartaku grzechów, rujnujących całe armie. Do **** z taką strategią panie Ścios!

A oto i smaczny przyczynek naszego studium przypadku pychy wielkiego stratega Aleksandra Ściosa, pogromcy ruskich agentów z Pierdziszewka. Na blogu Zygmunta Białasa [zygmuntbialas.salon24.pl/499158,kto-decyduje-o-polsce-i-polakach-wywiad-z-andrzejem-kisielem#comment_7516586] bloger Darkside przypomniał dyskusję z 30 marca 2010 na blogu Ściosa, czyli na tydzień przed tragedią, gdzie Darkside wyraźnie sformułował czyhające na prezydenta, realne niebezpieczeństwo spisku, a nawet zamachu. Pamiętam tę dyskusję i podzielałem wówczas nieokreślone bliżej złe przeczucia, bowiem wroga atmosfera gęstniała wyczuwalnie od miesięcy, a wiadomo, że rosnące napięcie w końcu prowadzi do jakiejś detonacji.

Otóż wyraźne i sprecyzowane sugestie Darkside w kierunku grożącego zamachu pan wielki analityk historyczny Ścios bezceremonialnie zbył wówczas jako brednie i banialuki. Kłopot w tym, że obecnie pan Ścios paraduje z dumną miną profety i obwieszcza wszem i wobec, iżby przed tragedią przestrzegał przed grożącym niebezpieczeństwem. Otóż bolesna prawda jest taka, że z pana Ściosa profeta jest jak z koziego rewersu trąba, bo nie tylko niebezpieczeństw nie zauważył, ale jeszcze na dokładkę je zbagatelizował. Mamy zatem zamiast profety i analityka małego mitomana i potwarcę, nazywającego ruskimi agentami ludzi prawdopodobnie zbyt przenikliwych na jego gust.

Owszem, Ścios jest analitykiem - i to dobrym - ale archiwaliów. To się niestety ma tak do dzisiejszej praktyki, jak siodło do świni. Z archiwisty nie masz też polemisty, bo pycha całkiem zaślepia spodziewany efekt polemik, a w rzadkich chwilach niecenzurowanych przebłysków wychodzi brutalna prawda: tych, co prawidłowo oceniają sytuację, zarozumiały analityk historyczny postponuje. I tak dobrze, że zrobił to delikatnie, mógł przecie nazwać go ruskim agentem i byłaby dziś groteska, a tak jest tylko ponuro. Na zakończenie: jeśliby któryś z „autorytetów” miał się oburzać na zastosowane epitety i porównania informuję, że niczyim agentem nie jestem, prace badawcze spraw okołosmoleńskich wykonałem na własną odpowiedzialność i koszt, a określenie ruski agent jest dla mnie równie obelżywe, jak matkojebca. Osoby, które bez cienia powodu i dowodu mnie nim obdarzyły, nie mają zdolności honorowej i niech nie liczą na potyczki i podchody. Pałkarze dostaną zwyczajnie – jak im przystoi - pałą w łeb, tak jak w ich fachu się należy i jak im przystoi. Nie jest rycerzem pałkarz, a ladacznica nie jest dziewica. Taki świat, don Kichoci wymarli, a Polacy nie indianie, nie chcą kupować paciorków. Don Kichoci i indianie wymarli całkiem, kolego Ścios. Na śmierć.

Zezorro

Miejsca publikacji:

www.docstoc.com/docs/152127062/Aleksander-%C5%9Acios---profeta-tylko-g%C5%82owa-nie-ta

zezorro.wordpress.com/

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka