piko piko
2519
BLOG

Do bbudowniczego i geoala

piko piko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 74

Podobają mi się wasze notki, ich konkretność, znajomość tematu, logika argumentacji, kultura dyskusji. Na pewno poświęcacie dużo pracy i czasu na ich przygotowanie.

Stosujecie standardowe metody analizy oparte na klasycznym wnioskowaniu przyczyna - skutek, zakładacie następstwo czasowe zdarzeń, ciągłość przestrzeni w której dzieje się akcja, zasady prawa rzymskiego.

I tu moim zdaniem nie doceniacie wyjątkowości materii, którą badacie. Przejawia się to czasami waszym szczerym zdziwieniem, zaskoczeniem, wręcz dziecinną bezradnością.

Ta notka ma wam uzmysłowić, z czym próbujecie się zmierzyć, ma ułatwić poruszanie się w zawiłej smoleńskiej materii, bez zdziwień, zaskoczeń i dysonansów poznawczych.

Pierwsze symptomy, że Tu 154 101 nie jest takim zwykłym samolotem pojawiły się podczas lotu powrotnego z Pragi do Warszawy[1]. Około godz. 23:35  na wysokości 4000 stóp nastąpiło zderzenie z ptakiem. Jest to własnie tak opisane w meldunkach 36SPL do dowództwa. Cóż zdarza się, że ptaki o tej porze na tej wysokości przelatują.

Skoro tak piszą, to pewnie tak było, ale nie zawadzi sprawdzić. Gdzie? Oczywiście w nieocenionym Załączniku 4 do Raportu Millera. Na stronie 640 jest rys. 41 przedstawiający zapis danych ze startu 101 z Pragi a tam:
1. Samolot wystartował o 23:37.
2. Wysokość 4000ft osiągnął o godzinie 23:39.

I teraz pozostaje do wyjaśnienia, jak samolot będąc na ziemi mógł się spotkać z ptakiem na 4000ft o godzinie, która jeszcze nie nadeszła?

Wyjaśnienie na gruncie klasycznej fizyki jest niemożliwe - jest to przykład dylatacji czasowo przestrzennej. Widzicie drodzy panowie, co się już zapowiadało 8.04.2010.

Jak jesteśmy już w dziedzinie czasu to kontynuujmy. Takie punkty czasowe jak start i lądowanie powinny być znane natychmiast, ale nie w naszym przypadku badawczym.

Godziny startu nie podawano bardzo długo zasłaniając się tajemnicą śledztwa a godzina przyziemienia przez 3 tygodnie to 10:56 (cz.m). A przecież w stenogramie rozmów kontrolerów lotniska  Smoleńsk Siewiernyj (XUBS) czytamy wypowiedź niejakiego Judina:
"10:42:49 - Posle bliżnego upał, lewieje dorogi"
.
Czyli jak upadł to nie powinien polecieć dalej. Ale jak wcześniej wspominałem tu nie działa fizyka klasyczna. Może do 10:56 jeszcze się przemieszczał.
Co do czasu startu to jest kontrola Okęcia z logami, jest rejestrator Quick Access Recorder. Nazwa tego rejestratora jest na wyrost, bo on wcale nie jest Quick. No chyba, że dla odczytujących rok to jak mgnienie oka[2].

Musi coś być w tej Ziemi Smoleńskiej, że nawet naszym pilotom czas się nie może uzgodnić.

Jak-40 z dziennikarzami lądował:
o godzinie 8,40 według R. Musia
o godzinie 8,50 według Prokuratury
o godzinie 9,15 według raportu MAK
o godzinie 9,25 według  Wosztyla

Może zegarki mieli źle nastawione? Raczej nie. Musiało zajść zjawisko zakrzywienia czasoprzestrzeni. Linia zakrzywienia przebiegała pomiędzy fotelami Musia i Wosztyla. Jest to możliwe - przecież gdzieś musiała ona przebiegać, więc dlaczego akurat nie tam?

O czasie to można by godzinami, ale zajmijmy się kolejnym tematem – pasażerami.

Jak wiadomo wszyscy najważniejsi w Państwie wsiedli do 101. Powód prozaiczny – wszyscy chcieli lecieć u boku Prezydenta. Ci, co by lecieli osobno czuliby się niedowartościowani i mogliby się obrazić – to nie mój pomysł tylko Jacka Sasina (zastępca szefa kancelarii Lecha Kaczyńskiego). Wiadomo, taki obrażony generał mógłby jakiś guzik w złości nacisnąć – zgadzam się, lepiej nie ryzykować.

Co by wszystkich pomieścić, to 6.04.2010 (w przeddzień lotu Premiera) przerobiono salonkę z 8 na 18 osobową. Jest na to jakiś papier, co prawda wygląda podejrzanie, jak i sam termin wykonania przebudowy, ale nie bądźmy drobiazgowi.

Po takiej modernizacji nazywanie tego pomieszczenia salonką jest nadużyciem. Generałowie NATOwscy trzymają standardy wagi, ale bez przesady. Na pierwszych fotelach przy ściance oddzielającej II salonkę zapewne siedzieli po turecku albo w kucki. Ich chęć lecenia z Prezydentem musiała być przemożna.

Inna, bolesna sprawa, to problem z ustaleniem ilości osób, które zginęły. Dzielni strażacy wiedzieli od razu, że wsie pogibli tylko przez długi czas nie było wiadomo ile to jest wsie.

A niech nikomu nie przyjdzie do głowy, że to jakieś prostaki, co do 132 nie potrafią zliczyć. To profesjonaliści wszechstronnie wykształceni, kudy naszym do nich. Jaki polski strażak rozpoznałby I koncert fortepianowy Czajkowskiego b-moll, albo Obrazki z Wystawy Musorgskiego? A oni rozpoznali jak komórki grały poloneza Ogińskiego, mazurki, czy skoczne kujawiaki.

Ustalenie ile to wsie wydaje się proste. Normalnie rzecznik MSZ Paszkowski zadzwoniłby na Okęcie i poprosił o skan listy pasażerów z kart pokładowych. A tak to nie dość, że liczba pogibszych wahała się od 132 do 85 to jeszcze znalazł się na niej p. Sasin i Bahr, i parę innych osób.  No i Paszkowskiemu wyszło, że Jakiem Prezydent leciał. Sprawa zagadkowa, nieprawdaż.

O tyle zagadkowa, że nad podróżą VIPów czuwa:
1. MSZ
2. BOR
3. COP (Centrum Operacji Powietrznych)
4. MON
a . 36 SPLT
b. SKW
c. SWW
d. kierownictwo MON
5. Kancelaria Prezydenta
a. Zespół Obsługi Organizacyjnej Prezydenta
b. BBN
6. Kancelaria Premiera
7. ABW 
8. AW
9. RCB (Rządowe Centrum Bezpieczeństwa)

Przykładem na skuteczność działania COP jest rozmowa dyżurnych, na jakie lotnisko zapasowe skierować 101.
Wymiana zdań trwa w najlepsze, gdy już od 20 minut wrak 101 leży przed Siewiernym[3].

Powinno być to zrozumiałe dla każdego, kto w analizach zdarzeń od 08.04 do dziś uwzględni zjawiska czasoprzestrzenne i zaburzenia continuum na XUBS.

Teraz słówko o materii. Ludzie jak to ludzie, nie można na nich polegać, ale materia to co innego.
Dajmy na to takie skrzydło. Nie wgłębiajmy się w tajniki urwania, nie na naszą to głowę zwłaszcza, że nie było to zwyczajne skrzydło. Miało ono samo z siebie doskonałość (34) szybowca wyczynowego (38), przeleciało z wysokości 3,1 m (5,1m – 2m wznos gruntu) na odległość 111m osiadając delikatnie w krzakach.

Albo weźmy parametr climb rate (prędkość wznoszenia)  przy starcie z Okęcia. Został przekroczony w pewnych momentach trzykrotnie ponad możliwości opisane w instrukcji. A mówią, że załoga niedoszkolona. Jak niedoszkolona załoga mogłaby wykręcić takie osiągi na starym poczciwym TU 154M?! Uważam, że była przeszkolona.

Kwestia paliwa. Wiemy z różnych relacji TV jak wyglądają wypadki lotnicze – rozbicie samolotu w drobny mak o ziemię kończy się eksplozją paliwa. Tu nie zarejestrowano takiego zjawiska, również nie było kałuż z paliwem, a osoby przemieszczające się po wrakowisku paliły papierosy, a przecież zgodnie z RM powinno w 101 zostać 11 ton paliwa.

Również z prędkością przed lądowaniem było coś nie tak. Czasami przyjmowała ona wartość poniżej 160 km/h a samolot może się utrzymać w powietrzu lecąc szybciej niż 225km/h (prędkość przeciągnięcia).

Powyższe zjawiska można wytłumaczyć odwołując się do opisów zdarzeń z Trójkąta Bermudzkiego (wyparowanie paliwa, powolny lot, zaburzenia czasowe) albo musimy poczekać na wyjaśnienia płk Szeląga – wszak nie takie problemy potrafi objaśnić.[4].

Teraz może słówko o świadkach a na deser niespodzianka, najnowsze odkrycie  udokumentowane filmowo – zjawisko bilokacji.

Jak wiadomo była mgła. Choć są też inne relacje. Ale zostańmy przy mgle. Tu jest świadkowa, która ją opisuje:



Ciekawie to opisuje:
"Mgła była tam, a szłam tu i skrzydło zobaczyłam".

Wynika z tego, że tu gdzie szła nie było mgły. Była to mgła mocno lokalna. I jak to skrzydło z tej mgły wychynęło? Zwyczajna meteorologia tu na nic.

Teraz będzie skrócona lista obserwacji tego samego zjawiska (kruszenije maszyny) zarejestrowana "we mgle na 50m"[5]

- wybuchł pożar ale nie było wybuchu,
- uderzył w wierzchołki drzew na wysokości 30 metrów (sekwoje smoleńskie?)
- leciał ogonem w dół i ryk silników zmusił ich do zatkania uszu. […] Opuszczony ogon z trzaskiem przełamał pień brzozy,
- i było tylko słychać takie "bum!”
- nie było eksplozji, tylko uderzenie,
- uderzył w wierzchołki drzew i jedno z jego skrzydeł odpadło, następnie poleciał tam, kolejne skrzydło odpadło gdy uciął linie energetyczne. Potem uderzył w kolejne drzewa i rozbił się o ziemie,
- tylko uderzenie, a następnie to dudnienie i cisza.
- rozległ się ryk silników, wybuch, samolot runął,
- usłyszałem dziwny dźwięk, a później dudnienie, a później cisza,
- dźwięk jakby butelka w ognisku pękła
………………………

Jak widać z tych drobnych przykładów nie jest łatwo o spójny przekaz z okolic XUBS. Wynika to z lokalnej anomalii, która wpływa na postrzeganie rzeczywistości.

I obiecany przykład bilokacji Sławomira Wiśniewskiego (SW) w dniu 10.04.2010. Poniższy film prezentuje tylko wątek SW z filmu p. Jacka Kruczkowskiego "10.04.10 - Na Własne Oczy" i został zmontowany przez naszego specjalistę od spraw trudnych i beznadziejnych lordaJima.



Uważam, że hitem sezonu 10.04.2010 – 2014 będzie ten dynamiczny i dramatyczny dialog:

Wiktor Bater (dziennikarz) do Krzysztofa Łapacza (kamerzysta):

-  „Graj mi to! Graj mi to!”

Krzysztof Łapacz do Wiktora Batera:

- „Ale co?!”



[3] http://freeyourmind.salon24.pl/294090,czas-na-nowa-narracje#comment_4215824

[4] http://3zet.salon24.pl/536913,smolenskie-zdjecia-odchodzimy-dlaczego-tu154m-101-nie-odsze

[5] http://logiconly.salon24.pl/178136,il-76-zeznania-swiadkow

 


Suplement.
Okazuje się, że bilokacji oprócz pana Wiśniewskiego podlega również samolot którym lecieli delegaci.
Oto dowód - 10.04.2010 był on widziany na Okęciu (EPWA) jak również w Gdańsku (EPGD).
No chyba, że obserwator był pod wpływem i mu się daty lub samoloty pomyliły. A może były dwie stojedynki?



piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka